O tym, że jadę do Turbii koło Stalowej Woli dowiedziałam się kilka tygodni wcześniej. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek o tych zawodach, media najwyraźniej jednak uznały, że nie ma co tłumaczyć i nie za wiele znalazłam. Więc pojechałam trochę na „żywca”. Z tego co zasłyszałam to czekał mnie dzień podczas którego (tu cytat): startują, lecą, lecą i lądują.. A na miejscu? Szok i niedowierzanie!
Szok największy: oni wszystko robią sami!
Samolotowe Nawigacyjne Mistrzostwa Polski to Mistrzostwa w lataniu precyzyjnym gdzie załogę stanowi jeden pilot, który jest całkowicie odpowiedzialny za końcowy wynik. Wygrywa ten kto będzie miał najmniej punktów karnych. Poszczególne składowe, które podlegają ocenie sędziowskiej, to:
1.Próba obliczeniowa, podczas której zawodnicy muszą jak najdokładniej obliczyć trasę, ale bez użycia nowoczesnego sprzętu. Mogą wykorzystać kątomierz, cyrkiel, ołówek, mapę, otrzymane od sędziów dane i… tyle! I na tym działają!
2. Lot po trasie. I tu się zaczyna zabawa jeszcze większa niż podczas egzaminu z matematyki i statystyki jednocześnie (punkt 1)
a. Pilot musi odnaleźć tzw. znaki, które wcześniej są rozkładane na ziemi przez sędziów. Pilot nie wie jakich znaków ma szukać, baaaa on nawet nie wie, w którym miejscu trasy te znaki się znajdują.. wie tylko, że gdzieś w korytarzu, którym powinien lecieć, w odległości nawet 100m (tak tak, dobrze myślisz - w szczerym polu)
b. Kolejne są zdjęcia. Piloci dostają zdjęcia, oklejają nimi wnętrze samolotu a potem mają zwyczajnie znaleźć to, co znajduje się na zdjęciu, oczywiście lecąc. To może być wszystko, kościółek, wyspa na rzece, most tudzież mostek, skrzyżowanie rzeczki z drogą a nawet słup wysokiego napięcia
c. A teraz najlepsze, mają lecieć tak, żeby nad jawnymi ale też niejawnymi punktami kontroli czasu zameldować się z dokładnością UWAGA! +/- 2 SEKUNDY! (SICK!)
+/- 2 sekundy! Szukając, zapisując miejsce gdzie znaleźli znak czy obiekt ze zdjęcia, lecąc! Niesamowite!
Oczywiście nikt pilotowi nie każe lądować jeśli się spóźni albo będzie za wcześnie ale każda sekunda to punkty karne wiec możesz sobie tylko wyobrazić jak im tam głowy na pełnych obrotach pracują żeby to wszystko spiąć do kupy i jeszcze wygrać!
Ilość informacji jaka na mnie spadła i szok w jakim zostawili mnie zawodnicy po tłumaczeniu poszczególnych zasad sprawił, że po powrocie do hotelu zwyczajnie zasnęłam na stojąco. A wiedziałam przecież, że prawdziwe emocje dopiero nadejdą, podczas konkurencji lądowań, która miała się odbyć następnego dnia i która jest bardzo ważną oceną składową.. a tam to się dopiero działo.